niedziela, 11 kwietnia 2010

Dzień Piąty



Bertolt Brecht

O WŁAŚCIWYM ZAŻYWANIU SPIRYTUALIÓW

Inni sobie ot tak chlapną kielicha
I prócz alkoholicznej wątroby nic nie mają z picia
Lecz ja kiedy piję, to świat zęby wyszczerzywszy
w uśmiechu zdycha
A ja trzymam się jeszcze przez moment.
I uważam to za cel mego życia

Lubię przy tym czytać gazetę, aż mi się trochę
zatrzęsą
Dłonie, bo wtedy przynajmniej nie wiadomo
Że się umyślnie zalewam. I często
Udaję, że nie znam się na alkoholu, bo u nas
w domu

Matka odradzała mi to z całej duszy
Była to, że tak powiem, jej skryta zgryzota.
Lecz ja krok za krokiem wpadłem w szpony
alkoholu po uszy
I trochę mi przez to lżej. Czuję swe czerwone serce,
jak się miota.

Czuję, że i moje podłe życie zda się na coś i że
po mnie też ślad zostanie.
Szanuję wielkich duchów głębię.
Rozumiem je. Widzę świat, jaki jest, i jeśli to nie
nazbyt wyszukane porównanie
Przelatuję czasem przez Mont Cenis jak pijane
gołębie.

Słyszę, naprawdę, choć Państwo mi nie uwierzą
Pola tytoniu szumiące na swego rodzaju gorzkich
nizinach wciąż nie bez echa
Wiem, że od 4000 lat w prochu leżą
Ale dla mnie zawsze jest to jakaś pociecha.


---
Mój nowy ulubiony poeta.
Cierpkiemu, francuskiemu winu ten wpis dedykuję.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz